Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma czyli praca w Holandii

holandia

Dwa tygodnie temu wróciłem z mą dziewczyną z  Holenderskiej przygody, z której mieliśmy wrócić bogci w w złoto i kupę wspaniałych wspomnień, pozostały jedynie z długi i dziury w psychice.

Na samym początku zaznaczę, że z tego wpisu nie dowiecie się z jakiej agencji pojechaliśmy ani do jakiego miejsca trafiliśmy – mam ku temu własne powody.

Tuż po przejściu testów z języka anielskiego, podpisaniu umowy z firmą pośredniczącą postanowiłem sprawdzić co w internetach mówią o owej agencji, po przeczytaniu kilku stron zacząłem się obawiać czy aby na pewno dobrze robimy jadąc, głosy ludzi były znacznie negatywne, co mamy do stracenia? W sumie nic, na miejscu i tak nie ma pracy, najwyżej zjedziemy wcześniej – pomyślałem.

Wyjazd odbył się w sobotę wieczorem, najpierw przyjechał po nas bus a następnie w Krapkowicach wsiedliśmy do autobusu i to wtedy zaczęły się nasze pierwsze nieprzyjemne sytuacje. Autobus był totalnie zapchany bagażem bo nie wszystko zmieściło się do bagażników, dobrze, że nie jechał komplet ludzi bo nie wiem gdzie byśmy go pomieścili.Wolę jednak nie myśleć co by się stało jakbyśmy wpadli w poślizg czy mieli wypadek, na domiar złego  jeden z kierowców był bardzo niemiły i zachowywał ostentacyjnie jakby nie wiadomo kim był przez co współpraca podczas podawania mu bagażu czy pieniędzy była bardzo ciężka. Jechaliśmy jakieś 14-15 godzin a w tym czasie mieliśmy 3 (słownie TRZY!) przerwy, dupa i nogi (klasycznie autobus nie był przystosowany do osób którzy mają powyżej 1.70 cm) myślałem, że odpadną same. Przewoźnik naturalnie został nam narzucony z góry a jego koszt wynosił 250 zł. Po tych kilkunastu godzinach męczarni dotarliśmy w końcu na miejsce a przynajmniej tak myśleliśmy, okazało się, że będziemy mieszkać i pracować w miejscowości oddalonej o 170 km, oczywiście nikt nie powie Ci co masz zrobić, gdzie się udać ani gdzie będziesz mieszkał, musisz pytać kogokolwiek. Park (tak nazywają się te miejsca gdzie zlokalizowane są domki) gdzie trafiliśmy był taką jakby główną bazą choć totalnie nie kumam tego po co coś takiego jest skoro w tym miejscu jedynie koordynator sprawdził czy jesteśmy na liście i dał nam jakiś czip, którego ani razu nie użyliśmy(sic!), do tego na tą przyjemność i na transport czekaliśmy ogółem jakieś 3 godziny, siedząc na trawce przed…

W końcu ruszyliśmy do naszego parku, zlokalizowany był on w środku lasu w odległości około 10 km od miasta, udaliśmy się do następnego biura gdzie dowiedzieliśmy się o kosztach jakie zostaną od nas pociągnięte a było to:

17.50x€ buty ochronne

40€ 5x koszulki i 2x bluzy (rzeczy z logo biura, które miały być zarazem odzieżą roboczą co w praktyce wyglądało tak, że nikt tego nie nosi ani nie wymaga w pracy)

20€  tygodniowo bezpieczenie

10€   tygodniowo Internet – światłowodowy pomyślałem +przewóz wewnątrz zakładowy(sic!) – który defacto powinien być przecież zagwarantowany, nie moja wina, że lokalizacja domków była taka a nie inna

40€ tygodniowo zakwaterowanie

dostaliśmy klucze do „domku” i kolejny czip do odbijania się w pracy. Po wszystkim kierowca podwiózł nas jeszcze pod nasze nowe miejsce zamieszkania i od tego momentu mieliśmy radzić sobie sami (tak jakby wcześniej było inaczej). Po wejściu do domku, wybadaniu gdzie jest wolny pokój zaczęliśmy analizować naszą sytuację, nie wyglądało to zbyt dobrze, w środku syf i smród pokoje bez możliwości zamykania w razie wyjścia i brak jakiejkolwiek szafki na ubranie (prócz metalowych szafek roboczych) , widoczne oznaki ostrego melanżowania i spożywania rzeczy mniej dozwolonych, do tego ściany z tekstury przez, które słychać każe pierdnięcie, wszystko to idealnie komponowało się w park, który wyglądał trochę jak taki lepszy obóz – na zdjęciach wyglądało to zdecydowanie lepiej. Po chwili pojawił się jeden z lokatorów, powiedział nam jak to wszystko na miejscu wygląda czyli, z pracą jest średnio jeżeli chodzi o godziny, do pracy w zależności w jakim zakładzie jeździ się albo autobusem bądź rowerem (trochę się przeraziłem bo jakoś nie widział mi się powrót dziewczyny o 23:00 kilka kilometrów przez las), towarzystwo dość imprezowe, o szafkę i miejsce w lodówce trzeba będzie powalczyć ale ogólnie jak dla niego to nie jest źle.

Postanowiliśmy się ogarnąć umyć i coś zjeść, w międzyczasie zaczęli się schodzić inni współlokatorzy a z nimi ich kompani do zabawy, zaczęło się palenie blantów i chlanie, wszystko to okraszone yntelektualnymi rozmowami na ambitne tematy ale jako, że jestem osobą, która potrafi się dogadać z każdym początek nie był taki zły, do wieczora kiedy to postanowili sobie dłużej posiedzieć, na całe szczęście były stopery dzięki, którym udało się zasnąć choć na chwilę i tutaj specjalne podziękowania – mamo, dziękuję Ci za to, że mi je kupiłaś! Następnego dnia totalnie nieświadomi dostaliśmy smsa, że idziemy do pracy było to dość dziwne bo na liście nas nie było do tego pomyśleliśmy niby fajnie fajnie bo już będzie kasa ale z drugiej – byliśmy zmęczeni drogą, w nocy nie pospaliśmy zbyt wiele a szykowało się 11 godzin pracy w trybie nocnym plus mieliśmy być na innych stanowiskach. Ostatecznie pełni obaw pojechaliśmy samochodem do oddalonego jakieś 10 km zakładu, kierowca podwiózł nas pod firmę, wprowadził i znów byliśmy zdania tylko na siebie, nie dostaliśmy szafki, nie wiedzieliśmy gdzie mamy się odbić ani gdzie pracujemy, wszystkiego trzeba było się dowiadywać z osobna i patrzyć po twarzach kto wygląda na bardziej zaufanego i u niego schować rzeczy.

Praca sama w sobie była spoko, czas leciał szybko a ekipa, z którą było mi dane pracować była w miarę ok choć dało się wyczuć niechęć do nowych a w szczególności okresowych pracowników, niestety znów nie było kogoś kto mógł poprowadzić nowych,  podchodziłeś do wyższego rangą „kogoś” on mówił Ci gdzie idziesz i od tego momentu masz wszystko wiedzieć i ogarniać, jak nie to zmieniają Ci stanowisko a w skrajnych przypadkach zgłasza, że nie ogarniasz i wracasz do polszy. O 23:00 mieliśmy mieć obydwoje godzinę przerwy, dziewczynę tknęło coś aby zobaczyła na telefon, dostała tajemniczego smsa z korektą – jak się później okazało dostała przedłużenie pracy, to, że była zmęczona i głodna nie było ważne 😉

Po nocce około godziny 8:00 położyliśmy się spać, o 10:00 obudziły mnie pierwsze dźwięki głośnej muzyki wydobywającej się zza ściany, skoro się już obudziłem to poszedłem skorzystać z toalety i obadać co jest grane. Co się okazało jeden z współlokatorów wraz z kompanami obalali 0.7 i piwka przerywając te czynności blantami, wspaniały pomysł na rozpoczęcia dnia, prawda? Tu zaczęła się ostra jazda z nimi, codziennie biba do późnych godzin, codziennie nawaleni i naćpani (marihuanen? daj pan spokój!), nic tylko się cieszyć, że na takich ludzi trafiliśmy. Nie chodzi mi o to, że sobie imprezowali bo gówno mnie obchodzi jak idioci pierdolą sobie życie  tylko o poszanowanie do drugiego człowieka, jak przychodzę z roboty po 12 godzinach nocki to chyba chcę i mam prawo się kurwa wyspać? A nie słuchać zjebanego rapu Bonusa RPK i dupstepów.

Większość ludzi zamieszkałych park siedziała tam tylko po to aby zarabiać na chlanie i ćpanie (marysia vel feta), to taki spęd najgorszego elementu, który w Polsce nie potrafił sobie poradzić. Nie dziwię się, że obóz jest zlokalizowany w lesie – tam panują dzikie warunki, idealne dla takich poza tym żaden Holender raczej nie pozwoliłby aby pod jego dachem czy w pobliżu działy się takie rzeczy. Nie dziwię się, że mamy w świecie taką metkę skoro za granicę jeżdżą głównie takie osoby.

Co do pracy to każdy dzień wyglądał w zasadzie tak samo, prócz tego, że pracowaliśmy dwa dni osobno (choć jeszcze w Polsce dostaliśmy zapewnienie, że pracować będziemy razem) plus to, że podejście niektórych ludzi w pracy było też inne,starali się bardziej otwarci, opowiadali swe historie i dzielili się doświadczeniem. Większości z tych ludzi mi szkoda, nie wyobrażam sobie tak żyć, nie wiesz jak idziesz do pracy bo nie masz ustalonego harmonogramu pracy, dostajesz sms’a kilka godzin przed ewentualnie jeszcze możesz zostać wzięty z łapanki (przychodzi do Ciebie kierowca i mówi Ci, że masz 15 min na zebranie się i nie ma zmiłuj), daleko od domu do tego wśród dziczy… Miałem szczęście trafić w pracy na fajnych ludzi, którzy mieli bardzo duży bagaż doświadczeń, do tego KAŻDY po studiach, było o czym pogadać a przez to czas leciał strasznie szybko, niestety praktycznie wszyscy mieszkali na prywatnych kwaterach…

Holandia jako kraj.

W sumie nie byłem tam zbyt długo ale to co udało mi się zauważyć, Holendrzy są dość flegmatyczni i powolni ale pozytywnie nastawieni do życia. Standard życiowy jest na bardzo wysokim poziomie, jeżdżą same nowe modele samochodów, domy są bardzo ładne i panuje ogólny porządek a no i nie można zapomnieć o rewelacyjnych drogach.

 

Reasumując. To była moja najdroższa i najcięższa finansowo i psychicznie wycieczka, wiem, że na pewno w przyszłości nie skuszę się na usługi biura pośredniczącego. Jedynym plusem tego wszystkiego jest to, że jadę na Woodstock! 😀

 

 

 

Dodaj komentarz